Copyright © All Rights Reserved
„Kiedy byłam Ewą”
Kiedy byłam Ewą na ziemi rosły już drzewa
Powitały mnie zwierzęta i Adam
Mieliśmy dużo dzieci
Pomagały nam pracować w fabrykach
Wspólnie stworzyliśmy wiele przedmiotów
Umieraliśmy, ale nowonarodzeni produkowali więcej i szybciej
Posiadamy z Adamem wiele przedmiotów,
Których nie udało nam się pokochać
A przecież gdy przybyłam
Rosły już drzewa
Były zwierzęta, niebo, woda,
Jasność, ciemność i człowiek
1984?
„Drzewa”
Temu drzewu człowiek nakazał
Wdychać spaliny,
A temu z prawej strony
Kazał rosnąć między betonem a asfaltem
A temu wolno rosnąć tylko do tej wysokości
A temu dał spokój bo uschło
Maj 1983
„Pełno”
Gdy się budzę, najpierw
napotykam człowieka.
W są ludzie, do są ludzie
przy są ludzie, za są ludzie
z są ludzie, dla są ludzie
od są ludzie, po są ludzie.
Pełno.
10 maj 1984
„Oświęcim”
Za pnącymi drutami
Okaleczone spojrzenia
Kupa liści pod płotem
To trupy?
Zacyklonowane wszy nie gryzą
Ludzkich głów
Maj 1983
„22 lata”
Już 22 lata
Myśli jak Sancho Pansą
Podążają za cudza szkapa.
Dlaczego nikt mi nie powiedział,
że życie jest już zaplanowane?
1986
XXX
Stoję przed i na
Patrzą ludzie
i dziwią się
Stoję bez i w
Wstydzę się
Odsłaniam oko
I wychodzimy poza
powiekę wszechświata
nadzy, ale już nie ślepi
1986
XXX
Plastikowe woreczki marzeń
zakopane w ziemi
czekają na
archeologiczny traf
1986
XXX
Mam przed okiem
Cichą mgłę
Igła, żyła wzdęta
Bryła życia stapia się
… a mięśnie warg
Kredki kolorują
Każdą łzę
Sznur na szyi, zaciśnięta tęcza
Ze szpuli mózgu
Nawija mnie
na taśmę
magnetofonową Pink Floyd
198?
„Okna”
Okna białe, okna żółte
Okna czarne jak dziury w piekle
Okna z ludźmi i bez
Otwory w czterech ścianach
przez które można popatrzeć,
albo wyskoczyć
„Wy drzewa”
Wy drzewa ongiś zielone
Zielone korony w niebo zapatrzone
Słodyczą słońca nasycone
Źródlaną wodą napojone
Wy drzewa ongiś cieniodajne
Dziś już zaschłe, obumarłe
Już nigdy dookoła was trawy nie narwę
Wy drzewa urodzone pod
Złośliwości ludzkiej znakiem
Feralne.
198?
„Dom”
I choć jeden tu mieszka człowiek
i samotnym się wydaje
Nigdy od łez nie przymyka powiek
bo nigdy sam nie zostaje
Są tu drzwi, okna i klucze,
dywan, kubek bez ucha,
w którym łyżka się pluszcze
i cukrem karmiony motyl
i mucha
Tutaj słów już się nie mówi
Tutaj mówi się milczeniem
Z przyzwyczajenia się cos lubi
Zrezygnowanym się żyje przyzwyczajeniem
198?
„Czekam”
Gdy czekam
Warczy świat silników ciężarówek
Obok:
Ostrym promieniem
Rozchichotane okno
Zagląda mi przez ramie
Ławka wrasta w pośladki
Samolot:
Ziemia – powietrze
Powietrze – ziemia
Myślę:
Co łączy mnie z tym wszystkim?
Już nie czekam
Zasiedziałam ławkę na śmierć
Gdy odchodziłam nie drgnęła
była już zielona
198?
„Kto namalował ten obraz (Modigliani)”
Szczury spod kwiatów
Wystawiają głowy i ogony
Na martwej twarzy zgrzyt
Modi nie pójdzie kraść kamieni
Przyniosą mu na grób
Kto namalował ten obraz?
Martwa Jeanne z dzieckiem w brzuchu
Nie zmieściła się na płótnie
198?
„W domu”
Uściski ramion
Na pewno szczere
… tylko niepokój wgryza mi się zębami w nadgarstek
Badam:
- te same twarze
- te same okna i drzwi
- ten sam dźwięk parkietu
Zroszone policzki nie kłamią
Wypełniam sobą lukę
Ostatnie maźniecie pędzlem i jestem na obrazie
W nocy przemyślę:
- pierwsze spojrzenie
- pierwszy gest
- pierwsze słowo
Mój dom.
… tylko niepokój wgryza mi się zębami w nadgarstek
2.07.84
„Bóg”
Zabierze mi wzrok
Zabierze mi słuch
Zabierze mi mowę
Szukam
Okradł mnie. Zabrał mi mnie.
Szukam
Odnajdę, bo wierze?
Spojrzę jego okiem
Usłyszę jego uchem
Będę mówić jego słowami
I kim wtedy będę?
Suchym owocem jego myśli?
18.07.18 /2018
„Wracam na brzeg”
A może to wszystko
Pozornie skupioną modlitwą
wyciąga ręce po moja głowę
Ciężko się śmiać
Na klaśniecie rąk
I chyba odejdę
Powrócę na brzeg
Tam jest niepewny, ale mój dom
Tu:
Nadmiar pustej modlitwy
Oddala mnie od siebie
Hej, Panie Boże,
Nich ci ktoś inny kościoły buduje
Po wodzie idę na brzeg
18.06.84 (Lewiczyn)
„Aktor”
Brawa ludzkich rąk
Na oparach oklasku unoszą go nad sceną
Przez dwie godziny poznawali jedną z jego masek
Spotkałam go w pociągu
Mówił, ze kocha, ale tak naprawdę
zabierał mnie na próby i premiery
aby się chwalić świeżym kąskiem przed
ignorującymi go aktorkami
Ale nie on mnie uczynił kobietą
... jak dobrze
12.08.84/2018
"Dom na wsi" (Kołczewo)
Cisza
Ciepłe mleko pieni się co rano
Morze niedaleko
jak kochanka ścieli się leniwie
przed łaknącym okiem
Skwapliwie dzielę posiłki królikom
Tylko czarny książę, czeka
na moja bajkę
nic nie bierze do ust
Gdy płynę, dziele wodę na pół
Wieczorem komary szukają mojej krwi
I znowu dziele się
Tutaj zastygł cały strach
22.08.84/2018
„Wykład”
Stoję przed wami bez skóry
Sól waszych oddechów
Zasycha na moich słowach
Skanery waszych oczu
Prują mnie jak sweter
Koroduje to co chciałam powiedzieć
Mówię bzdury
20.12.18
XXX
Jak umierają ludzie
To ziemi lżej
Ale gdy umierają ludzie dobrzy
To tylko wyć
28.11.18
„Kobieta”
Ma coraz zimniejsze nogi
Jakby od 40 lat
nie odzyskiwała traconej co miesiąc krwi
Nie chciała być kobietą
Nie chciała malować paznokci i rzęs
Chodzić na wysokich obcasach
Śpiewać wyłącznie o miłości
Gotować, prac, sprzątać
I rodzić
Ale jest
I nauczyła się żyć
W kaftanie męskiego bezpieczeństwa
W gorsecie społeczeństwa
W piwnicy cudzych oczekiwań
Ale co to za życie?
30.11.18
„Niepotrzebne”
Ręce już są niepotrzebne
teraz jest inny dotyk
Nogi są niepotrzebne
już się nie chodzi
Wargi są niepotrzebne
teraz jest milczenie
I serce już niepotrzebne,
chyba, że z maszynowym wzruszeniem
Oczy są nie potrzebne,
brak zieleni,
można je na żarówki wymienić
Ludzie już nie potrzebni
można ich zakopać w ziemi
8 sierpień 1983
„Wizyta u psychiatry”
Nie zjadłam dziś śniadania
W za dużym płaszczu
Przekraczam bramę
Nie szpieg
Od murów do murów
Tabliczki czerwone na drzewach
Szarość moja wstydzi się
Biel fartucha - moja Tabula rasa
Opowiadam ufnie swoje życie,
Wpisano je w rubryce „Historia choroby”
Wychodzę
I umieram ze śmiechu
Aż do jutra.
1984
«30 zwykłych słów»
1. Jak
2. mi
3. otworzysz
4. drzwi
5. co
6. pod
7. moją
8. ręką
9. w
10. przestrachu
11. wyrwane
12. ze
13. snu
14. skrzypią
15. to
16. wemknę
17. czernią
18. jak
19. kot
20. i
21. przylgnę
22. do
23. bruzd
24. niekończącego
25. się
26. upojenia
27. ciepłych
28. warg
29. i
30. zasnę
13.07.84
„Klub poetycki w MOK”
Raz w tygodniu
Wychudzone krzesła
Zacierają ręce
I chwytają za pośladki poetów
Podsłuchują wiersze
Które mówią o leśnej przeszłości papieru.
A gdy zostaje sama
Układają dla mnie drewniane wiersze
198?
„Zima”
Wpuśćcie zmarznięte ptaki
do swoich konformistycznych domów.
Na piecach dobrego spojrzenia
ogrzejcie ocalałe organizmy
Mowię:
Latem przylgną wasze uszy do
zastygłych serc pustych pni
zły wiersz 1984
"XXX"
Sól na policzku ziemi
Paradoks,
gdy nie ma słońca nie będzie cieni
Odkładam do nikąd nic
i szukam
bo mi odszedł świat
Czy wiesz, ze ja umieram
i jest mi wstyd
zly wiersz 198?
„Co robić?”
Roztargnione moje ręce
Zabłądziły
Białe, suche, ciche
W moje włosy się wtuliły
I milczące w bezruchu
Bólem mi były
Moje dłonie
Białe, suche, ciche
Krzykiem mi były
Skomlę bezsilnie
Mózg puchnie pod ich ciężarem
Wyrwane z włosami
Są mi teraz u ramion kamieniami
198?
„Zapomnieniem”
Dam Tobie słowo
Sylab pełne
Niech Ci będzie ozdobą
gdy odejdę
Dam Tobie spojrzenie
na horyzont
oczu odetchnienie
Dam tobie muzykę
uszu ukojenie
tylko mi już na zawsze
zostań zapomnieniem
198?
„Maminder”
Czy wiesz jaka jest moja mama?
Mandarynka jest niezadowolona i smutna
Jest chora. Anemia. Ma ruchomą nerkę
Jest słaba. Rano popija papierosa
mocną herbatą i rozwiązuje krzyżówki
Włóczykije nazywają ja Pani Mama
Pani Mama ma dużo martwych włosów
które kołysze niedowierzania gestem
Obgryzła prawie wszystkie paznokcie
Naprawia nożyczki i telewizory
Wyczarowuje obiady z niczego
Robi proce i karmniki
Jest centrum, jest jądrem domu
Jest rzeką dobra i miłości
Jest moim początkiem i moim końcem
Już jej nie ma
Moj świat już zawsze będzie niedokończony
1984/2018
„Muzyka”
Każdy dzień bez muzyki
gaśnie wewnętrznym wrzaskiem
limfatycznych systemów
Tam gdzie jest muzyka jest mój dom
„Chwila”
Przelewają mi się myśli
Przetaczają
Turlają
Zlepiają
I odklejają
Prężą się
Rozciągają
Spływają
I kapią
I nic nie wiem
W ich ciągłym ruchu
Giną moje marzenia
„Pierwszy dzień”
Jeden dzień
Tak bardzo niechciany
Splunąłby człowiek
gdy odgarnia wczorajszość
A ja ufam
I mogą mi paznokciem
oko otwierać
A ja ufam
bo mam cos na dnie
Pękło jakieś ziarno
Pod dachem brwi krwistym błękitem
Ścieli się łza
Łza bo ufam
Bo ten dzień tez mój
i nie był ostatni
17.07.84/2018
"Pukanie do drzwi"
Ktoś cicho puka do drzwi
A może to żyły pulsujące w skroniach?
A może on?
Nie biegniesz do drzwi
Nie rzucasz się na szyje
Nie mówisz – jak dobrze, ze jesteś
A ty analizujesz ten dźwięk
A ty obliczasz decybele
Mierzysz odległość do drzwi
Wyznaczasz kierunek
Już obliczyłaś
Odmierzyłaś
Wyznaczyłaś
Biegniesz
Ktoś pukał
już nie puka
Nawet powietrze już ostygło
29.07.84
„Ziemia w słoiku”
Słoik z morelami
A może nie?
Kto wie czy wieczko
nie zakrywa jakiegoś koszmaru
z dzieciństwa
Ja wiem – mówi Mały Książe
- sok z nienarodzonych ludzi
w każdym sklepie widzę
słoje pełne pomarańczy
Te, które kryją błękit to
Słoje porzuconego nieba
Histeryczne, z pianą na ustach
pod wieczkiem - to słoje niechcianych rzek
Zieleń w słojach to nie nadzieja
Teraz pod zielenią podpisują się
partie polityczne
Słoiki – pozorne życie z zakrytymi powiekami
A te słoje tęczowe, pod ciśnieniem grzyba
Jeszcze nieotwarte
Otwórzmy wszystkie jeszcze tego wieczoru
Niech wyleci w powietrze ten cholerny świat
16.08.84 /2018
XXX
W drewnie jest ogień
We mnie śmierć,
Tli się jeszcze słabym płomykiem
Zbyt słabym by oświetlić moja drogę
Błądzę po cudzych ścieżkach
Bo ktoś mnie tu podrzucił
Googluję, ale sztuczna inteligencja dostarcza
Tylko sfabrykowane informacje
Wchodzę na Google Earth
Nareszcie widzę całość
Zoomuję, zoomuję, zoomuję
Nie ma mnie
Bakterii nie zobaczysz gołym okiem
6.09.18
„Wiersze Fantomy”
Pisze moje fantomy wiersze
fantomicznym językiem
odciętym 20 lat temu
Odcięte wiersze-gałęzie
młodego drzewa,
z pożółkłymi liśćmi liter,
rzucone na kompost czasu.
Umarły
Teraz fantomy piszę, by zachowac iluzje
28.11.18
"Amazonka"
Wije się jak wąs czepny w poszukiwaniu dostępnego chwytu.
Po omacku, z czułością albo ze złością pochłania to czego dotknie.
Zakręca i rozgałęzia się, ale nie ma gałęzi.
Jest życiodajna choć nie ma piersi by nasycić cudzy głód.
Jest wielka, największa.
Nabrzmiała, brzemienna, bo przelewają się w niej wody całego globu
Bo spływa do niej ścierowo i słone łzy
To nie spacer z Peru do estuarium Atlantyku
To ślepe pełzanie pod dyktando dolin i gór.
To praca Syzyfa w antropocentrycznym świecie.
Przelewnie z pustego w próżne,
a jednak z kropelką nadziei, że to ma sens.
17.03.21